Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 112.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy ręce z żalem załamuje, pusta,
Że się zielona żabka nie odzywa,
Że poschną wszystkie w ogrodzie warzywa:
Tobym ją chwycił, jak dziewczynkę małą,
Uniósł od ziemi i, objąwszy całą
Drobną jej postać, ucałował w usta.
Lecz gdy pod niebem błękitnem, gwiaździstem,
Chodzimy razem wśród szeptów wieczora;
Gdy ona cicha, do rozmów nieskora,
Tłómaczy myśl swą spojrzeniem przejrzystem;
Gdy w moich dłoniach trzyma rączkę małą
Tak beznamiętnie, jakby jej to ciało
Nic nie ciążyło ziemią i zmysłami:
To chciałbym zaraz, na klęczkach, ustami
Przylgnąć do stóp jej i całować nóżki
Tej zamyślonej, tej tęsknej, tej duszki!




V.


Pomiędzy tłumem obojętnym, sami
Doszliśmy prędko do czarownej chwili,
Kiedy się dwoje rozmawia oczami,
Chociaż się żadne z nich nigdy nie sili
Na tę rozmowę wymownej źrenicy.
Urok zakazu, urok tajemnicy