Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 113.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ciągnął mnie, jakby czarodziejska siła,
Do tej przepaści, która nas dzieliła...
A tu, jak na toż, jaskółka wesoła
Miga skrzydłami i zatacza koła,
Lepiąc gniazdeczko tuż pod samą ścianą...
Ona się wspięła na paluszków końce
I zasłoniła się rączką różaną,
Bo właśnie przyszło całować ją słońce...
A mnie się jakoś zrobiło markotno,
Że tak już wszystko z pieszczotą stokrotną
Ciśnie się do niej... ten promień słoneczny
Tak po twarzyczce ją łaskocze mlecznej,
Jakby to żywy był kochanek złoty...
Liliowe dzwonki tuliły się w sploty...
Jej nagich ramion dotyka sukienka,
Biała, jak one, przejrzysta i cienka.



∗             ∗


Coś się dziwnego stało... ja sam nie wiem...
Czy słońce z góry sypnęło zarzewiem,
Czy się gdzieś pierwsza rozwinęła róża,
Czy słowik w morzu harmonii się nurza,
Czy w głos skrzydełkiem strzyże konik polny...
Uczułem żar na ustach, mimowolny
Wydałem okrzyk, jakby duch mój własny
Spieszył ją ostrzec, że ma wzrok zbyt jasny,
Że się z rękawka wysunęła ręka,