Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 116.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

A tu drużyna cała traw zielonych
Kiwa się, prawiąc, jakby grono swatek,
Na to wesele zdrajcy zaproszonych!...
Uczułem zazdrość i gniew tak kipiący,
Żem zerwał szorstko, tuż nad głową śpiącej,
Ten mak obrzydły i zdeptałem nogą...
Ach! zrozumiałem, że zabijać mogą
Ludzie rywalów, — jam kwiat zamordował.
Lecz znowu żal mi było nieboraka;
A może tylko to przygoda taka,
Że on tam stanął? może nie całował
Jej nigdy w usta? może nawet nie wie,
Zkąd mu na twarzy wytrysło żarzewie,
Gdy na nią patrzył? może on niewinny?
Może kochankiem jest ten kwiatek inny,
Co jej za rąbkiem przy piersi usycha?...
Tysiąc podejrzeń gniewnych mnie opadło;
Coś mnie pociąga do niej, coś odpycha...
A zazdrość, jakby szydercze widziadło,
Śmieje się, gwiżdżąc w orzechy leszczyny.
I wszystkie na myśl mi przypełzły winy
Kobiety, Ewy, kochanki wężowej.



∗             ∗


Przebyłem straszną godzinę! Surowy
Na nią padł wyrok, bom obwinił śpiącą,
O tę woń kwiatów, w powietrzu mdlejącą,