Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya druga 144.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale my sami tak trwajmy, bez słowa,
Bez łzy, bez skargi, jak cienie dwa blade...
Ból nasz niech tylko milczenia wymowa
Tłómaczy!
Rozkosz?... czy myślisz że chwile zachwytu
Duch twój — sam sobie, obojgu nam — życie,
A twym porywom — konieczność przesytu
Przebaczy?
My tak zostańmy na długo, na zawsze!
Płonące usta śmierć niechaj ochłodzi...
Mnie szczęście inne, pełniejsze, jaskrawsze,
Przeraża...
Żadnych uniesień — i żadnych wybuchów!
Mojemu sercu daj spalić się w ciszy,
U beznadziejnych pożądań wszech duchów
Ołtarza.
My nie z tych, coby umieli róż kwiatem
Zarzucić przepaść dzielącą dwie dole,
I przejść królewskim rozkoszy szkarłatem
Głębinę...
Ja wiem, że jeśli zawołasz mnie w ciszy
Imieniem, które na ustach ci płonie,
Dusza cię moja stęskniona usłyszy
I zginę!
I to, co miało mi źródłem być mocy,
Będzie omdleniem potęgi istnienia...
Co było światłem, to stanie się nocy
Żałobą...