Każ, niech się głosy obce uspokoją!
Niechaj się cofną ode mnie precz krokiem
Ci, co przed twoim chcąc zakryć mnie wzrokiem,
Własny mi płaszcz swój rzucają — zbłocony!
Ciebie — co wszystko wiesz — ja się nie boję:
Sam zostań ze mną — i zamknij podwoje!
Ja wobec Ciebie mam dosyć odwagi
Stanąć — jak posąg przed mistrzem swym — nagi.
∗
∗ ∗ |
Jeślim zgrzeszyła — Ty sam wiesz, o Panie!
Że serce moje, nakształt harf pękniętych,
Łez zawsze pełne — i jęków — i krzyków —
I zaduszonych wiosennych słowików,
Po których w gajach rozchodzi się łkanie,
I róż zdeptanych — i gwiazd zadmuchniętych —
I żrących dymów z mogilnych pochodni —
I łun, co biją w nie od ludzkich zbrodni...
I że to serce — ja, co też mam siłę
Tylko na jedno życie, muszę nosić
W piersiach, jak wiecznie skrzypiącą tam piłę,
Której zgrzytowi nie mogę rzec: dosyć!
∗
∗ ∗ |
Ach! Ty sam widzisz, Ty znasz, Ty to czujesz;
Ty, co noc ciemną i parną malujesz
W gwiazd białe róże... Ty wiesz, ile marzeń