Ta strona została uwierzytelniona.
Drugi miał chiton pełen łat,
I stopy niewiązane.
Błyszczący obręcz jeden z nich,
Na zżółkłe wtłoczył czoło,
A drugi wieńcem z kwiatów pstrych
Zakrywał czaszkę gołą.
Oczy — te dawno zgasły już,
Mało co widzą nieba,
A ofiarniczy tępy nóż
Nie kraje dawno chleba.
Tak szli wprost siebie, z sprzecznych dróg,
Na wielkie jasne słońce,
A cienie ich szły u ich nóg,
Niepewne, wątłe, drżące...
I byłem ciekaw, jak mnie w słuch,
Ów znany śmiech zaskoczy,
Gdy się Augurów zejdzie dwóch,
I spojrzy sobie w oczy.
Lecz oni, kiedy zeszli się,
Podnieśli zwiędłe głowy,
I oblókł razem twarze dwie
Cień smętny i surowy.