Wyborem takim byli ucieszeni
Senon, Papinian, lekko się rumieni...
Lecz nie z zazdrości — mylisz się mój bracie —
Tak niskich uczuć nie pokrywa toga...
Zresztą — głos ludu był już — głosem Boga.
Krysztalnym szlakiem od Ostii przez morze
Lekka flotylla srebrną brózdę porze;
Białe jej żagle, brzeżone purpurą,
Jak skrzydła mewy trzepocą się górą,
Tchnieniem swem nagląc statek w hyżym biegu...
Z wioseł pryskają piany nakształt śniegu.
W pół obnażeni atleci wioślarze,
Ruchem kolejnym chyląc się po parze,
Wznoszą ramiona żylaste, drgające,
Które w bronz żywy przepala im słońce;
A fala gniewna, jak rumak stepowy,
Co poczuł nagle uzdę i podkowy,
Żuje wędzidła i srebrnym tchem bucha,
I drży i parska, przecież jeźdźca słucha...
O! śpiesz, Scypionie! o, śpiesz! Niech widomie
Zagości bóstwo w zrozpaczonej Romie,
Niech ją prawicą wyciągnioną strzeże!...
Już tłumy ludu zaległy wybrzeże,