I falom rzuca na łaskę, niełaskę...
Drżyjcie!... Sąd Boga!...
Schwytany za skrzydła
Ciszą śmiertelną, okręt, jak ptak dziki,
Pojman w zdradzieckie, kryształowe sidła,
Miota się, zrywa, drży... Tłumu okrzyki,
Który jak wulkan, lawą szału bucha,
Niecą widomie jakiś zapał męski
W rzeczy tej martwej, co zda się mieć ducha,
I lekko, chyżo, pochód swój zwycięski,
Jakby stęskniona do brzegów i ziemi,
Przyśpiesza, wiejąc żaglami białemi...
»Klaudya!« — tłum krzyczy — »Klaudya niech bogini
Z białego kwiecia ofiarę uczyni!«...
— »Klaudya niech orszak dziewiczy prowadzi!«...
— »Evoe! Klaudya!... Szlijmy do niej posła!«...
Valerius Falton piękną brodę gładzi
I rzecze: »Płynę, niech podają wiosła!«
A tam na falach cicha, nieruchoma,
Ze złożonemi na piersiach rękoma,
W chwiejącej łódce bez masztu, samotna,
Błądząc myślami poza tłumu wrzawą,
Stoi żeglarka. Źrenica wilgotna
W przestrzeń gdzieś patrzy wpół dumnie, wpół łzawo,
I widzi może zórz przyszłych wybuchy,
I sprawiedliwość, pojętą przez duchy.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye w nowym układzie II Hellenica 109.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.