Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye w nowym układzie II Hellenica 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I sieć zmoczona węzłami lnianemi
Gniecie puszyste mietlice i trawy...
A słońca promień padając jaskrawy
Pomiędzy lśniące, jako jedwab, skręty,
Perełki wody na sznurach jej drżące
Które w Rodanie były błękitnemi,
Tak ubrał w dziwnych kolorów tysiące,
Że wydawały się jako dyamenty,
I jak opale, i jako rubiny,
W bajecznym jakimś cudownym połowie,
Na jasność dzienną dobyte z głębiny.
Perły te, w okach rozwieszając tęcze,
Były jak srebrne owe mgły pajęcze,
Które jesienią majaczą w dąbrowie...
Lub jak łzy wielkie w źrenicy stojące,
Któremi płaczą w milczeniu tysiące.

A sieć i wiosło, i odzież rybacza,
I łódka, która, o spienioną falę
Trącając lekko, pierś swą ledwo macza,
Niby w pieszczocie oddanej niedbale, —
Wszystko to, na czem błękit nieba świeci,
Jak tajemnicza zasłona ołtarza,
A na co, w dumy poczuciu głębokiem,
Przechodzień ledwo chciałby rzucić okiem, —
Wszystko to, biedne, zużyte, wytarte
I tylko tyle co krwawa łza warte,