o ucztach w Kurtowiańskiéj puszczy mało kto wiedział, głośno za to szeptano, że na Szwabach Starowierach znaléźć można ślad każdego skradzionego w okolicy konia, czasem nawet konia tego odzyskać. I rzecz dziwna, a jednak bardzo naturalna — w miarę jak wieści takie rozchodziły się pomiędzy ludem, starego Chmiela otaczał rodzaj jakiegoś, z obawy zrodzonego szacunku. Bywa tak. I nie na Żmudzi tylko. — Jur Chmiel prowadził tedy w domostwie swojém życie bardzo czynne. Od rana do nocy, a raczéj od nocy do rana, przyjmował raporty, wydawał rozkazy, wysyłał wierników i gońców. We dnie téż miewał jakieś wycieczki, to po drzewo do lasu, to na jarmarki dalekie, to się gdzieś u granicy włócząc... Agentom jego opłacali się chłopi na jakie dziesięć, piętnaście mil wkoło; to téż w najbliższym promieniu Szwabów mało ginęło koni. Ale żadna może strona Żmudzi nie miała tylu, co zakąt ten, wróżbów i znachorów, którzy umieli przybywającym z najodleglejszych okolic klientom wskazywać skuteczne drogi do odzyskania poniesionéj straty, naturalnie za dobre pieniądze. Nie każda się przecie zguba znajdowała. Najpomyślniejszy obrót rzeczy brały wtedy, kiedy czujność policyi była zbudzona znaczniejszą jakąś kradzieżą, kiedy owies podrożał, a na jarmarkach pruskich konie licho płaciły. Byli nawet szlachcice, którzy doroczną kontrybucyę szajce przez faktorów składali i dobrze się z tém mieli.
Zdarzyło się wszelako, że jeden z magnatów okolicy, któremu skradziono cennego konia, przybył wprost sam na Starowiery do Chmielowéj sadyby i rzekł:
— Koń mnie zginął, panie Chmiel. Z pod wierz-
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.