Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Strażnik drzwi za nią zatrzasnął i klucz przekręcił w zamku.
Obejrzała się na lewo, obejrzała na prawo i ściągnęła ku twarzy grubą wełnianą chustkę, która jéj okrywała głowę i ramiona.
Ulica była prawie pusta. Wróble tylko świergotały hałaśliwie pod gzymsami więziennego gmachu, zdala dolatywał huk ciężkich węglarskich wozów, a pies wartownika, chodzącego z karabinem na ramieniu przed budką strażniczą, tarzał się w kurzawie, ziewając i kłapiąc pyskiem.
Na odgłos zamykającéj się furty, żołnierz odwrócił głowę, popatrzał na dziewczynę wyblakłemi oczyma sołdata i znów rozpoczął swoję wędrówkę, „zapiewając” zcicha i spluwając przez zęby.
Stara żydówka, siedząca wprost więzienia przy straganie, złożonym z miski kwaszonych ogórków i miarki pestek dyni, obliczała zarobki swoje, wygarniając zaśniedziałe miedziaki ze skórzanéj, wiszącéj u pasa torby na wytłuszczony fartuch i mrugając szybko czerwonemi, ogołoconemi z rzęs powiekami.