chnéj, białéj ręki i nucąc przez zęby jakaś popularną aryjkę.
W samym środku kancelaryi, twarzą do zwierzchnika zwrócony, przestępował z nogi na nogę Maczuski, woźny magistratu, wysoki, chudy, pałąkowaty, który ze swoją wyciągniętą szyją i mocno wytrzeszczonemi oczyma zdawał się wyłazić nietylko z munduru, ale z własnéj skóry. Jego niezmiernie długie ręce przylegały ściśle po obu stronach kościstych bioder, wzdłuż dolnych kończyn, w sposób, który Maczuski „po szwam” nazywał, a który udoskonalając stopniowo, do takiego doprowadził mistrzowstwa, że kiedy stanął w pełném urzędowém umundurowaniu, zdawał się miéć wszystkie pozory skrzywionego nieco słupa telegraficznego. Przy swojéj wiórowatéj chudości, Maczuski wielkim był cholerykiem, w powadze służby nad wszystko zamiłowanym, a liberalnych momentów pana radcy nigdy nie pochwalał. Dość było i w téj chwili spojrzéć na jego dropiate od ospy oblicze, aby odgadnąć, że się w nim aż coś gotuje z powodu owéj aryjki zwierzchnika, profanującéj oficyalny charakter miejsca, gdzie wszystko „po szwam” być powinno. Niestety, przez szesnaście lat swojego woźnieństwa w G. stary służbista niejednokrotnie miał sposobność przekonać się, że wiele rzeczy „po szwam” tu nie było. Bolał nad tém, jakby nad osobistą krzywdą i obrazą. Ideałem jego był naczelnik milczący, nieugięty, srogi i zawsze — w nocy nawet — zapięty na wszystkie guziki. Pan burmistrz zapiętym na wszystkie guziki nie bywał nawet we dnie, żydków po ramieniu klepał, w gawędy z byle kim się wdawał, jego samego nieraz za pan brat tabaką częstował; słowem, daleki był, bardzo daleki od
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/175
Ta strona została skorygowana.