Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

zerną, kilkoma stopniami schodków trzęsących wyniesioną nad poziom. Prawdopodobném jest bardzo, że wędrowiec nasz huknąćby musiał nie raz, nie dwa: „otwieraj!” i nie jedną klątwę rzucić w ciche, wilgotne powietrze, zanimby go dosłyszał stary Hersz, żyd siwy, blady, zaschły, z długą, rozwianą brodą, modlący się jękliwie, jakby w ekstazie jakiéj, z wzniesionemi rękami i zwróconą do księżyca twarzą.
Ogłuszony własnym, drżącym i złamanym w skargi namiętne głosem, Hersz nierychło zwykle budził się z upojenia swego, a wędrowiec nasz mógłby przez długą chwilę słuchać biblijnego rapsodu, rozbitego w żałosne echa nad lecącą w szumach ponocnych rzeką.
Powoli dopiero upamiętywał się Hersz stary, zapalone modlitwą źrenice jego, zaczerwienione od wiatru i kurzu drożnego, a może i od łez przelanych, zwolna gasły; ramiona opadały na znoszony kamlotowy chałat; sine, cienkie wargi przestawały się trząść w psalmodyi namiętnéj; przebłyski księżycowe na czole jego i brodzie siwéj zaćmiewały się, cała postać w oczach niemal kurczyła się i zwijała w sobie, a kiedy skrzypiący szlaban podnosił swoje ciężkie ramię, wędrowiec nasz miał przed sobą zgarbionego, kaszlącego żyda, którego drżące i sztywne palce zaledwie mogły utrzymać grosz celny.
Stary Hersz mieszkał sam. Żona jego, i synowie, i dzieci synów jego, legli już dawno na mogiłkach przedmiejskich. Sam był, lecz samotności swéj użyć mógł chyba w nocy, nie dosypiając, ile już stary i nawykły do snów przerywanych.
W dzień bowiem, w piątki zwłaszcza i wtorki, most, stojący na głównym trakcie, roił się od chłop-