Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

nie posięgnie, tylko same szurgoty. A kiedy już ta sucha Jewka panny nie chciała, to źle! To już ja się nie podejmuję panny prowadzać. No, no! aż mi dziwno... A wiem, że sługi nie mają...
Kiwała głową w krochmalnym czepcu i kołysała się na szerokich biodrach w wielkiém zadziwieniu. Po chwili zatrzymała Hankę.
— Tak dawaj panna mój fartuch, a po chustkę sobie panna przyjdź. Tyle tylko, że się człowiek po próżnicy językiem naobracał. Aż mi w gardle zaschło. Żeby tak z kim politycznym, toby się i napić warto z naparstyszek...
Hanka zrozumiała przymówkę i sięgnęła po swoje trojaki.
— A toć jabym rada... — Miała nadzieję, że ją jeszcze Janowa do rzeźniczki doprowadzi.
— A no, to daléj go!... do Szapsiowéj...
— Tylko, że jabym chciała pierwéj chustkę... Jakoś tak nieładnie między ludzi...
Nie mogła wymówić, że jéj wstyd było z odkrytém czołem między ludzi iść, ale w istocie wyobrażała sobie, że kto na nią spojrzy, to zaraz pomyśli: złodziejka. Wstąpiły tedy po chustkę.
U Szapsiowéj było gwarno. Hanka zawahała się na progu, ale ją pociągnęła Janowa. Pierwsza izba pełna była pijących. Jedni siedzieli przy żółtym, bejcowanym stole, to popodpierani oburącz, chmurni, milczący, kurząc szwicent i plując na strony, to rzucający się sobie w objęcia i płaczący rzewnie. Drudzy, porozwalani na ławach, śmieli się, dowcipkowali, śpiewali i, chociaż sami napół pijani, krotochwile sobie z innych czynili; kilku stało w pośrodku izby — to krzep-