jeszcze odchyliła się od zrębu. Hanka przysiadła na ziemi i, dysząc ciężko, odpoczywała przez chwilę. Potém nagle za deskę chwyciła, ciągnąc ją do wnętrza. Ciągnęła, odpoczywała i znowu ciągnęła, usiłowania jéj wszakże długo były daremne. Dziewczyna przecież nie puszczała deski. Paznokcie jéj, konwulsyjnie w drewno wszczepione, krwawić zaczęły, zaciśnięte zęby nie przepuszczały już teraz żadnego szeptu, jakaś rozpaczliwa energia rozdymała jéj nozdrza, a świszczący oddech coraz chrapliwszym się stawał.
Zatrzeszczała wreszcie nadgniła deska raz, potém drugi raz i trzeci, aż pękła wpośrodku ściany, a ciągnąca ją do siebie dziewczyna nawznak zamroczona padła. Zimne wszakże powietrze nocy, szeroką falą wpływające teraz do wnętrza komórki, orzeźwiło ją prędko. Zerwała się i ku Walerze, nadsłuchując, wyciągnęła szyję. Walera spała mocno, chrapiąc przewlekle żałosnym, minorowym tonem. Przyklękła wtedy Hanka i wsunęła głowę przez otwór zrobiony w ścianie. Cicho było dokoła i ciemno. W ciemność tę wpatrzyła się dziewczyna chciwie, jakby ją piła wzrokiem. Przesunęła się potém cała na drugą stronę ściany i z bijącém sercem przy niéj stanęła, niepewna, którędy uciekać. Wtém przypomniało jéj się, że zostawiła na barłogu swoję wielką chustkę. Pokiwała głową i westchnęła, poczém, skuliwszy się jak mogła, chyłkiem pod ścianami na tyły zabudowań gospodarskich wyszła. Kołowrot tu stał, który pod ręką dziewczyny skrzypnął lekko. Skrzypnięcie to uderzyło w nią nagłém jakiémś przypomnieniem. Sięgnęła do kieszeni i, wyjąwszy z niéj dużą miedzianą dziesiątkę,
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/225
Ta strona została skorygowana.