obojętnie, a w twarz jéj patrząc bystro, przenikliwie. Wtedy Hanka, nie załatwiwszy nawet połowy sprawunków, ku domowi się w najwyższém przerażeniu puściła; chudy jegomość jak cień postępował za nią, trzymając się wszakże w pewnéj odległości. Dopiero kiedy już dopadała bramy, zrobił kilka wielkich kroków i położywszy rękę na koszyku, który niosła, rzekł zcicha:
— Dasz panna rubla, to dobrze. A nie dasz, to drugie dobrze. Pójdziem do ratusza.
Zatrzęsło się serce w dziewczynie. Wiedziała teraz, że to „łapacz.” Obróciła ku niemu twarz nagle zczerniałą, oczy jéj zapłonęły posępnym błyskiem, otwarła usta, po których przelatywało jakieś kurczowe drżenie. Nic wszakże nie rzekła, tylko popatrzywszy w ziemię, jakby nieprzytomna, sięgnęła do pańskich pieniędzy, wyjęła z nich rubla i dała.
Łapacz papierek wziął, obejrzał, do brudnego mieszka schował, spojrzał na numer domu, rozejrzał się po bramie, kiwnął głową i rzekł:
— Za tydzień przyjdę. Do widzenia z panną.
Dziewczyna ciężkim krokiem powlokła się na górę.
Dnia tego młoda pani była cokolwiek zdziwioną nieuwagą i pomieszaniem swojéj służącéj. W mieście mnóstwa rzeczy zapomniała kupić, a w domu wszystko jéj z rąk leciało, jak to mówią. Zdziwienie to wzrosło jeszcze, kiedy z obrachunku pokazało się, że Hanka ze zmienionych pięciu rubli bez opowiedzenia się wzięła rubla na jakiś własny sprawunek, o który wszakże zapytana nic nie odpowiadała. Uwag swoich w tym względzie udzieliła młoda pani przy obiedzie „naj-
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/241
Ta strona została skorygowana.