— No, no! — mówił we dwa miesiące potém młody lekarz do jednéj z chorych aresztantek, leżących na ogólnéj sali więziennego lazaretu. — No, no! wcale mi dziś nieźle wyglądasz. Za jaki tydzień to cię i wypiszę.
Poklepał ją po ramieniu.
— Strasznie wychudła — dodał sam do siebie.
Istotnie, zdawało się, że za każdém poruszeniem choréj słychać chrzęst kości, obleczonych zwiędłą i przyschniętą skórą.
— Porządkowa! — zwrócił się doktor do dozorującéj kobiety. — Nie możnaby choréj dawać trochę mleka, trochę bulionu, coś posilniejszego?...
Porządkowa podniosła ramiona i rozłożyła dłonie.
— A cóż posilniejszego? — odrzekła. — Dostaje herbatę, kleik... to, co każda.
Doktor cmoknął językiem niecierpliwie. Powstrzymał się przecież i, zwróciwszy do choréj, dźwignął jéj poduszkę pod głową.
— Nie leż tak ciągle — rzekł. — Próbuj się podnieść trochę, posiedziéć na łóżku.
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/283
Ta strona została skorygowana.
VIII.