czasowém śledztwem, i nietylko oficyalna koza, ale i jéj przyległości na areszt zajęte zostały.
W takich okolicznościach nie podobna było bardzo drobiazgowo pilnować się litery prawa, a to tém więcéj, że pan burmistrz sam od dni kilku cały ciężar urzędowania na swych barkach dźwigać musiał, ponieważ pan sekretarz wyjechał na parotygodniowy urlop, zostawiając w zastępstwie swojém jąkającego się kancelistę, z którym krewki zwierzchnik w żaden sposób dogadać się nie mógł. Chwyciwszy się tedy za głowę, na którą mu spadał ten dodatkowy, niespodziewany kłopot, pan burmistrz od strażnika „rozpiski” odebrał, „kwitancyę” mu odpowiednią dał i kazał się obu kobietom wynosić precz z kancelaryi, gdyż ścisk w niéj był nie do opisania. Zrobił to tém spokojniéj, że istotnie ta zmizerowana dziewczyna i ta kobieta z kalekiém dzieckiem na ręku litość raczéj, nie surowość budzić mogły.
Hanka, która, w miarę jak się do miasteczka zbliżali, zaczęła się trząść pod wpływem jakiegoś nieprzytomnego strachu, którym jéj oczy gorączkowo pałały, uspokoiła się teraz, a raczéj nanowo zapadła w tę głuchą, tępą obojętność, jaka od owego wieczora na Zakroczymskiéj była właściwym stanem jéj duszy. Usłyszawszy, że ma iść precz, raz tylko westchnęła, jakby z uczuciem wielkiéj ulgi, a potém zawróciła się powolnym, ociężałym ruchem, nie zdając się słyszéć nawet bardzo dobitnego „rugania,” które strażnik z własnéj już gorliwości na drogę jéj dokładał.
— I gdzie teraz Hanusia pójdzie? — zapytała Michalakowa dziewczyny, kiedy się znalazły za kancelaryjnym progiem.
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/292
Ta strona została skorygowana.