Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

się tém, że dzieciobójczynię, dawniéj już notowaną jako niepoprawną, ujęto na miejscu zbrodni i miano do głównego więzienia odstawić.
Kiedy po wzięciu Michalakowéj pan Majcher Kapuza, cechmistrz stolarskiego kunsztu i starszy bractwa „Miłosiernego Serca Jezusowego,” a obecny chlebodawca Hanki, dowiedział się, że dziewczyna w jego szopie na starym ogrodzie razem z dzieciobójczynią sypiała, uczuł się tém niesłychanie na swoim brackim honorze dotknięty i wypędził Hankę natychmiast, wprost od miski, do któréj właśnie w południe na ziemi głodna siadła i w któréj już nawet łyżkę umaczać zdążyła. Wypędzenie to wszakże nie naraziło Hanki na poszukiwanie innéj roboty, tudzież innego barłogu, pod innym gdzieś płotem, gdyż ledwo wyszła za wrota, spotkała się ze strażnikiem, który ją do ratusza zabrał.
Potrzebowano jéj tam.
Wnioskowano słusznie, że kiedy sypiała razem z Michalakową, to niezawodnie musi coś i o tém utopieniu dziecka wiedziéć. Wprawdzie matka nieszczęśliwego Jaśka przyznawała się do wszystkiego sama, krzycząc i lamentując przeraźliwie, bijąc się w piersi, wzywając miłosierdzia boskiego i głową tłukąc o ziemię. Wszelako mogły tu zachodzić jakieś „okoliczności,” a okoliczności, jak wiadomo, zmieniają wszystko. Hanka szła śpiesznie i bystro patrzała przed siebie mętnym, jakby nieprzytomnym wzrokiem. Chwilami zdawało jéj się, że idzie przez wodę, to znowu że ma nogi z drewna, to że jest noc czarna, to znowu żal jéj było, że nie zjadła choć z parę łyżek jagieł. Ot, mąciło jéj się w głowie poprostu.