ko, ale zdawało się, że nie słyszy tego. Plecy jéj i ramiona wzdrygały się chwilami, jakby ją przejmowało wielkie jakieś zimno. W kancelaryjnéj sali nie było jeszcze pana prezydenta, ale już zgromadzać się zaczęli interesanci, między którymi porządek czynił Maczuski.
Naraz dziewczynie oczy zabłysły. Schyliła się i podniosła coś z ziemi, zanim strażnik, którego woźny tabaką częstował, ruch ten zauważył. Patrzyła teraz na ziemię pilnie, a po jéj śniadéj twarzy przelatywały krwawe łuny. Nim doszli do proga, schyliła się po raz drugi. Fedorenko podnosił w téj chwili rękę do nosa i oczy mrużył, szykując się do dyskretnego kichnięcia.
Kiedy dziewczyna z ratuszowego gmachu wyszła i na świat boży spojrzała, wydało jéj się, że wszystkie dachy są w ogniu i że wielka łuna nad miasteczkiem stoi. Krzyknęła przeraźliwie i zatoczyła się na Fedorenkę, ale wnet, dostawszy od niego kułakiem w bok, oprzytomniała.
— Nu, nu, ty co?... — huknął strażnik. — Opiła się?... pijana?...
Jęknęła głucho dziewczyna i szła daléj śpiesznie.
...Oj, opiła się, opiła piołunu, ziela gorzkiego.. Oj, opiła się łez gorzkich i mętnéj, wiślanéj wody...
Strażnik klął „didkiem” i spluwał przez zęby. Był zły. Obiadu dotąd nie jadł przez tę „nawidzoną,” domyślał się przytém, że Pasecki, pisarek akcyzny, przy żonce jego, jak zwykle, siedzi a szepcze. Kiedy więc doszli do komórki, pchnął gwałtownie dziewczynę pięścią w plecy dla ulżenia sobie i hałaśliwie drzwi na kłódkę zamknął.
Hankę ogarnęła ciemność. Przeleciawszy, sama
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/303
Ta strona została skorygowana.