się wzajemnie przejawach. Ot, poprostu, nie było pomiędzy niemi nikogo, ktoby im mówił: Nie gadaj do niego, bo to żyd; nie patrz na nią, bo to córka goja.
Morze łez i krwi, dzielące ludy i rasy, nie istniało dla nich.
Zrazu siadywali sobie cicho, każde na swoim progu, słuchając w milczeniu, jak huczał młyn na Czekaju, jak las szumiał na Majdanach za rzeką, jak przewoźnicy nawoływali się z promów, jak psy szczekały, lub bocian klekotał.
Wkrótce jednak Kasia, ośmieliwszy się, zagadała do chłopca raz i drugi, a że im szum rzeki przeszkadzał w rozmowie, zeszli się u przełazka, przy płocie, łączącym obie zagrody.
Tutaj to dziewczyna opowiedziała Urielowi, jako jéj tatuńcio do dzieci chodzić nie da; jako i dzieci bawić się z nią nie chcą i mówią, że ona ma złe oczy.
— Może to ono tak i jest! — dodała, zamyśliwszy się smutnie.
W istocie, te oczy, które, lubo dziecięce jeszcze, tyle już łez wylać musiały, jéj saméj wydawały się nieraz już „złemi.”
— Może tak jest... — powtórzyła, podnosząc na chłopca trwożliwe, jakby spłoszone, niezwykłéj piękności źrenice.
Uriel popatrzył w nie długo — i jemu wydały się czegoś straszne te głębokie, przejrzyste jak rzeka oczy. Nie odrzekł jednak nic, żeby dziewczyny nie martwić. Zagadał o czém inném, rozśmiał się i dziewczę poweselało jakoś. Odtąd jednakże ciągnęła go do niéj dziwna ciekawość. Czuł się podrażnionym tém niebezpieczeństwem tajemniczém, nieznaném, które mu
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.