I wówczas nawet, gdy Duniak wyszedł w płomieniach cały, z zaciśniętemi pięściami i ostatnią na ustach klątwą, farbiarz nie przestawał jęczéć i wyrzekać, i targać się za pejsy i brodę, kiwając się w tył i naprzód, a lamentując głośno.
Dopiero nocą już prawie wywlókł się z izby, zaszwargotał z parobkiem, pomagając mu śpiesznie konia do wózka zakładać, wdział na siebie chałat pikowany, a usiadłszy w głębi wózka na worku z obrokiem, nerwowym ruchem targnął lejce, wysoko wywijając batem, skręcił w stronę najbliższego miasta.
Kurzawa podniosła się na drodze i zakryła wózek; długo jednak jeszcze parobek, patrzący za nim z wykrzywioną brzydkim uśmiechem twarzą, słyszał jękliwy głos w cieniach nocy i skargi spazmatyczne starego Goebla.
Pod samém miastem dopiero, u celu już drogi swéj, uciszył się farbiarz.
Poprawił jarmułkę, bat przełożył w drugą rękę, splunął i z pozornym spokojem zajechał do szwagra, u którego Uriel w odwiedzinach od dwu dni bawił.
Młody chłopiec, zobaczywszy ojca i szkapę zziajaną, poczerwieniał, otworzył usta, chciał pytać się o coś, ale nie śmiał.
Stary powitał go spokojnie, w oczy mu jednak nie patrząc, konia mu oddał, napoić kazał i obrok zasypać, a sam ze szwagrem, który tu bławatny sklep trzymał, do alkierza szedł na rozmowę.
Do świtu prawie słychać było zapalczywy szept dwóch głosów, zachłystujących się i przemagających kolejno.
Urielowi, który w obocznéj izbie na ławie zasnąć
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/48
Ta strona została skorygowana.