Kto to był Mowsza? czém się trudnił? z czego żył? niełatwo byłoby nam odpowiedziéć na to.
Wiedziano powszechnie, że Mowsza ze szwarcownikami za rzeką się schodził, że po ustronnych karczmach z włóczęgami się zmawiał, że konszachty jakieś prowadził.
Uczciwi żydzi w miasteczku jawną mu okazywali wzgardę, zarzucano mu czyny haniebne, w synagodze pokazać się nie śmiał.
Sama już powierzchowność jego złą była dla niego rekomendacyą.
Twarz jego, brudnéj i niezdrowéj cery, nadzwyczaj była ruchliwa. Raz zdawała się czaić, jak zwierzę, zwinięta w tysiąc zmarszczek, skrzyżowanych na niéj burzliwie i maskujących jéj rysy, to znów występowała wypukło, bezczelnie, z świecącemi się policzkami, rozlana jakaś, pełna moralnego nieładu. Ręce jego długie, haczykowate, drżące, podrzucane gestykulacyą ohydną, zdawały się czyhać na coś, jak szpony drapieżnego ptaka. Człowiek ten wnętrze swoje na wierzchu nosił i sprawiał wrażenie nad wyraz wstrętne.
Franek jednak, czy potrzebował go, czy téż nie był zdolnym do subtelniejszych wrażeń, przylgnął jakoś do Mowszy, trawiąc z nim co dnia prawie długie godziny w brudnym jakim zaułku i szeptem a gestem porozumiewając się z nowym przyjacielem.
Tymczasem kahał miasteczka niemniéj poruszony był sprawą Michałka. Domyślano się wiele, pewnego jednak nie było nic. Uriel, zaczepiany, podnosił ramiona i odpowiadał krótko: sierota.
Tu jednak ciekawość całkiem inny przybrała charakter.
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/64
Ta strona została skorygowana.