dnik, chłop młody, przystojny, zwięzły, niewielkiego wzrostu, lecz dziwnie kształtnéj budowy.
Między wszystkimi flisakami odznaczał się on serdeczną nienawiścią do Niemców i nieugaszoném pragnieniem, które go razwraz do karczmy ciągnęło.
I teraz właśnie, tylko co wróciwszy z „Maika,” gdzie w tańcu od południa rej wodził, napół pijany, ognisko rozpalił, na drzewie przy niém się układł i śpiewał piosenki, które mu wraz z piszczącą nutą katarynki po głowie się snuły.
Mowsza do leżącego podszedł; pies warknął i, stuliwszy ogon pod siebie, w drugi koniec tratwy się powlókł.
— Dobry wieczór, Szymonie — rzekł żyd.
— A co ty, żydzie, psiawiaro, przyszedłeś mnie okraść, czy zabić? — odrzekł Szymek żartobliwym tonem.
— Nu — odpowiedział z uśmiechem Mowsza, — ja z wami, Szymonie, przyszedłem wódki się napić.
— Toś trafił! — zawołał Szymek, — a co to ja szynkarz z Maika, żebym wódkę z wody robił?
— Nu, ja przyniósł swoję pejsówkę.
— Toś mi zuch! — okrzyknął się Szymek; — a mocna?
— Spróbujta — rzekł żyd, nalewając z flaszki, którą pod pachą miał, sporą pękatą lampkę, a maczając w niéj usta, dodał — w ręce wasze.
Szymek haustem jednym wychylił, przełknąwszy jednak, słowa przemówić nie mógł, otwarł usta, oczy zbielały mu jak u ryby.
Po chwili dopiero rzekł:
— Czort nie wódka! ty zkąd taką wziął?
Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/81
Ta strona została skorygowana.