Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.


Z



IV.

Zatrzymał się Koszałek-Opałek i zwolna fajeczkę pykał, a dzieci, choć nic nie mówił, słuchały, wpatrzone w niego. Po małej tedy chwili rzekł:
— Długo tak było, nie wiem, bo o tem nie stoi w naszych księgach. Ale się potem czasy odmieniać zaczęły. Nie stało tych dobrych Panów z Lechowego rodu; a ci nowi precz się ze sobą darli, bo ich panowało razem cości aże dwunastu. Dopieroż lud sobie owe swary uprzykrzył, tych kłótników het precz przepędził, a jednego pana znów obrał.
Ano, uciszyła się trochę ta kraina, alić ledwo że słońce zaświeciło nad nią — znów przyszła burza.
Jako szarańcza pada na posiew zbożowy, aby go wyniszczyć do źdźbła, tak na te pole lechickie padły Niemce, a ich książę chciał gwałtem naszą panią brać i sam nad nami panować. Mówię: naszą, bo choć my byli tylko Bożęta, ale w te prastare błogie czasy, jedność była i z narodem my się, jak bracia trzymali.