Kiedy Sadełko ujrzał wpadającego Koszałka, natychmiast przerwał ucztę, grzebnął łapą raz, grzebnął drugi, w zrobiony naprędce dołek rzucił kości, nakrył je ziemią i patrzy.
Koszałek-Opałek wydał mu się bardzo śmiesznym, gdy tak wywijając w powietrzu koziołki, do jamy wpadał, ale chytry Sadełko nie okazał tego po sobie i skromnie spuściwszy ogon, do gościa podszedł.
— Pan dobrodziej — rzekł słodko — pomylił się co do drzwi, jak widzę!
— W istocie — odparł Koszałek-Opałek. — Ciemno tu trochę i nie zauważyłem właściwego wejścia. Mam przytem oczy osłabione ustawiczną pracą nad mojem wielkiem dziełem historycznem.
— Ach! — zakrzyknie na to Sadełko z zapałem. — Mam więc zaszczyt powitać uczonego i kolegę! I moje życie upływa na grzebaniu w księgach! I ja piszę wielkie dzieło o rozwoju hodowli kur i gołębi po wsiach, podaję nawet projekty nowego sposobu budowania kurników dla drobiu. Oto pióra, któremi się posługuję w mej pracy.
Tu skromnym gestem wskazał rozrzucone po kątach pióra świeżo zduszonego kapłona.
Zdumiał się uczony Koszałek-Opałek.
Jeśli on jednem jedynem piórem szarej gęsi tak wielką zdobył sławę u swego narodu, jakże sławnym musi być ten, który całe pęki tak świetnych i złocistych piór zużył!
Ale Sadełko zbliżył się do niego i rzekł:
— A ty, kochany panie i kolego, skąd masz to piękne pióro i gdzie przebywa to lube stworzenie, z którego ono pochodzi? Radbym z niem zabrać jaknajbliższą znajomość.
Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.