— A to głupie zwierzę! — rzekł do siebie Koszałek-Opałek,[1] — uciekł mi razem z taką piękną ziemią. Co ja teraz zrobię? Ha, trzeba postarać się o inną kulę ziemską.
Szedł więc znowu, skacząc przez kamienie i rowy.
Niebawem znalazł bryłkę wapna, gałkę z niej ukręcił, wydźwigał ją na poblizką górkę i ździebełkiem igliwia opadłego z jodły zaczął po gałce owej rysować lądy, morza, góry, rzeki, aż narysował, het, precz, świat cały, i nałożywszy na nos wielkie okulary, dróg wiosny na nim szukał.
Ale już z górki mgła spadła w dolinę, chwilę majaczyła nad nią, niby biała chusta, powlokła ścianę leśną modrym, lekkuchnym oparem, aż rozeszła się wreszcie po jarach, a łąki i pola, gaje i dąbrowy stanęły widne w złotem świetle słońca.
A wtedy od południowego stoku wzgórza wyszła piękna dziewica, trzymając ręce wzniesione nad ziemią i błogosławiące. Bosa szła, a z pod jej stópek błyskały bratki i stokrocie; cicha szła, a dokoła niej dźwięczały pieśni ptasze i trzepoty skrzydeł; ciemna była na twarzy, jak ciemną jest świeżo zorana ziemia, a gdzie przeszła, budziły się tęcze i kolory; oczy spuszczone miała, a z pod jej rzęsów biły modre blaski.
To była Wiosna.
Szła tak blizko Koszałka-Opałka, że go trąciła jej lniana szatka, ciepłym tchem wiatru owionięta; i tuż przy nim zapachniały fijołki, przytulone równianką do jej jasnych włosów. Ale uczony kronikarz tak był zajęty obliczaniem: jak, kiedy i którędy wiosna ma przybyć na świat, — że zgoła jej przejścia nie widział. Pociągnął tylko długim nosem woń słodką, ulotną, i pochylony nad
- ↑ Brak części tekstu; treść (zaznaczoną kolorem szarym) uzupełniono na podstawie wydania Urzędu Oświaty i Spraw Szkolnych, Jerozolima 1943 r. CBN Polona.