wlepionemi w budę, gdzie się pokazywać miały owe cuda; widział to tylko Podziomek.
Gdy tedy Koszałek-Opałek odbębnił swoje, czemu się wszyscy niezmiernie dziwili, chwycił Podziomek fujarkę, ale zamiast grać na niej, zaśpiewał:
Oj, dana, dana, pilnuj cygana!
Bo cygan złodziej, wozy podchodzi!
Obejrzeli się ludzie po sobie, patrząc, co to znaczy, a ten nic, tylko precz śpiewa:
Oj dana, dana, pilnuj cygana,
Bo cygan złodziej, wozy podchodzi!
Wtem spojrzy chłop jeden do swojego woza, a tam kożucha niema! Spojrzy inny, a tu mu butów świeżo kupionych brak. Jeszcze się nie opamiętał, kiedy między babami krzyk powstał, że sołtysce chustka kwiaciasta zginęła. Jakże się ludzie nie zgruchną, jak się do budy owej nie rzucą! Poturbowali cygana tak, że i sznurek i łańcuszek z rąk puścił, a całą bandę wnet wypłoszyli z miasteczka, het precz. W tem zamieszaniu i tłoku, Podziomek i Koszałek zniknęli, jakby ich wiatr zdmuchnął.