Wtem z owej jamy wychyliła się ostrożnie szpiczasta, ruda głowa, o pałających oczach i nadzwyczaj silnych, ostrych zębach.
Wychyliła się, cofnęła, znów wychyliła, aż się zwolna wysunęło za nią wysmukłe ciało Sadełka.
Sadełko poznał odrazu Koszałka-Opałka, lecz przybrawszy obojętną i poważną minę, postąpił ku niemu kilka kroków i rzekł:
— Kto jesteś, nieznany wędrowcze i czego szukasz w tych miejscach poświęconych nauce i cnocie?
— Jestem nadwornym kronikarzem Króla Błystka z Kryształowej Groty, do usług Waszej Łaskawości — odrzekł uprzejmie Koszałek-Opałek.
— Ach, to ty, uczony mężu! — zakrzyknął na to Sadełko. Jakiż szczęśliwy traf cię tu sprowadza? Jakto! Czyli mnie już nie znasz? Jam jest Sadełko, uczony autor ksiąg wielu, któregoś łaskawie przed niejakim czasem nawiedził.
Uderzył się dłonią w czoło Koszałek-Opałek i rzecze:
— Jakże? Pamiętam! Żem też mógł zapomnieć na chwilę! Proszę, najmocniej proszę, niech mi to Wasza Łaskawość przebaczy.
Mówił — Wasza Łaskawość albowiem nie zdawało mu się odpowiednią rzeczą tak zacnego zwierza wprost „panem” jak pierwszego lepszego golibrodę nazywać.
Padli tedy sobie w objęcia, całując się i ściskając wzajem, poczem Koszałek-Opałek rzekł:
— Radbym się od Łaskawości Waszej dowiedział, co znaczy to wzgórze, które tu przed sobą widzę? Nie będzież to zbytnią śmiałością z mej strony, gdy o wyjaśnienie prosić będę?
Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.