Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Marysia. — Toć wiem! Toć mi nieraz o tych Krasnoludkach mateńka mówiła, że dobre są!
Na to Podziomek z wielką fantazyą:
— Mateńka jejmość panny mówiła szczerą prawdę! Radbym jej dziękował za to!
A Marysia, trzęsąc swą główką złotą, rzecze:
— Nie żyje mateńka moja!
— Nie żyje? — powtórzył smutnie Podziomek. — Oj, ciężkie to słowo! I kamień letszy od niego!
Pokiwał brodą, westchnął, a potem:
— Jakże się zwała mateńka? — zapyta.
— Kukulina! — odpowie Marysia.
— Kukulina?... A, dobrodziejkoż ty moja! A to my się znamy! A to Waszmość panna nie kto, tylko ta mała Marychna, co to oczki stulała, sypiąc srebrne łezki litościwe wtedy, kiedy mię zła baba ledwo nie ubiła. Aj, królowoż ty moja! A tośmy się zeszli! A to nas fortunny los zetknął! Mów, rozkazuj, co czynić mam, abym ci w tym ciężkim żalu mógł ulżyć.
Ale Marysia, wspomniawszy na przygodę swoją, tem mocniej płakać zaczęła.
— Nie, nie! — mówiła, płacząc. — Nic mnie nie pocieszy!
Stał przed nią Podziomek, założywszy fajkę za plecy, i uspakajał ją najsłodszemi słowy.
— Szkoda — mówił — modrych ocząt Waćpanny na takie gorzkie płakanie.
A Marysia:
— Nie jestem ja waćpanna, tylko Marysia Sierotka!
— Tem więc skwapliwiej chcę waćpannie służyć, iżeś sierotka! Dla Boga dość tych łez! Gdzież jest chata waćpanny?