nasz Miłościwy inszego do noszenia za sobą purpury swej weźmie!
— O królów to tam niełatwo na wsi! — przerwał ten spór Modraczek. — Ale może choć do księcia jakiego ten poczciwy kmieć nas powiezie?
— U księcia także wielki dwór, dworzany, kuchmistrze — zawoła na to Żagiewka. — Kapela też zawsze jest, muzyka gra, stoły aż się gną od srebrzystych mis i puharów, światło jarzące jak na rezurekcyi, na każdą noc świeci, ludzie długo śpią i mało co czyniąc, wesoły żywot pędzą. Tamby nam dobrze było! Ale książęta też na gruszach polnych nie rosną, niby ulęgałki, a i książęcy dwór każdemu jak karczma otworem nie stoi. Dalekoby nam jechać, żeby księcia znaleźć!
— No, to choćby do grafa jakiego niech nas wiezie! — zawołał na to Słomiaczek. — Graf też tęgie życie prowadzi i duży dwór trzyma.
— Ba! rzecze Chwostek — a jakie stajnie ma! Co za konie! Jakie psy myśliwe!
— A jakiż tam wikt? — zapytał troskliwie Krężołek.
— Ha cóż! Jak u grafa! Doskonała kuchnia i już! Na rożnach się obracają pieczenie z sarny lub z dzika, pasztetniki pieką torty i piramidy cukrowe, a wino złociste z gąsiorów do puharów leją, a jakie szczupaki na stół, na takich ot misach niosą!
Tu rozłożył ręce, jak szerokie miał, a insi w podziwie głowami kiwać zaczęli.
Ale Pietrzyk, który do wszystkiego prędki jak iskra był, skoczy ze swego miejsca, słysząc owe cuda, i trąciwszy Skrobka, zawoła:
— Człowieku! Hej, człowieku, znaszże ty grafa jakiego w tej tu okolicy?
Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.