— Król! król był! Król w złotej koronie! Za krzaczkiem tu stał, w czerwieni tu stał, jak ogień się świecił!
— Gdzie? — pyta Wojtuś.
— O... tu... tu! — pokazując palcem mówi Kubuś.
Wtem znów zakrzyknie:
— Jagody!
Patrzą chłopcy, prawda! jagody kraśnieją, jakby je kto nasiał!
— Dziw! W tym boru jagód nigdy nie bywało, a teraz patrzcie, co tu tego?
Jedzą chłopcy, o strachu zapomnieli; tak wybornych, rumianych i słodkich jagódek nie widzieli, jak żywi, na świecie!
Posilili się, wiążą chróst, czas do domu wracać. Dawniej było przy tem stękania dość, trudno i zadać sobie ów ciążar na plecy, trudno go i dźwignąć i iść z nim.
A teraz te brzemionka tak lekkie się zdawały, jakby połowa ciężaru ubyła.
— Chyba tego chróstu dziś mało — mówił Wojtuś — że tak letko iść?
A Kubuś na to:
— Albo my po tych orzeszkach i po tych jagódach tak zmocnieli?...
Zamilkł, i po chwili znów rzecze:
— Wojtuś!
— A co?
— Nie powiadaj w domu o tym królu, com go widział, bo tatuńcio znów rzemienia wezmą...
— Cobym miał powiadać!
I tak wracali do domu.
Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.