Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

był siał, a teraz ot, wczesnego doczekał się plonu. Aż gdy przybiegł, zobaczył, że to tylko mietlica owa srebrzysta w promieniach miesięcznych świeci.
Zwiesił chłop głowę, postał smutnie, podumał, westchnął ciężko i do wózka wrócił.
Ale mu to uroczysko, jakoby w srebrze plonu żytniego stojące, z oczu nie mogło zejść. I nocą śnił o niem.
Niedługo potem idzie Skrobek rankiem do boru, bo mu się dyszel złamał i trzeba było osikę wybrać na nowy; wtem go znagła blask wielki uderzy. Spojrzy, a to pólko owo, złotem żywem się pali, właśnie jak kiedy pszenica dojrzała, złocista, pod kosą się ugina, ciężka od białego ziarna!
Zdumiał chłop, stanął, patrzy, ciarki po nim przeszły! Reta! toć nie co, tylko pszenica!
Skoczy bliżej, pojrzy, a to słońce poranne tak maluje pólko owo złotem.
Postał chłop, podumał, załamał ręce, aż mu w kościach trzasło, i wzdychając, do domu powrócił.
Ale uroczysko owo złotem pszenicznych błyskające kłosów, nie tylko mu się śniło; gdzie poszedł, gdzie siadł, gdzie stanął, na jawie teraz je widział i rozmyślał o niem.
— A co? — mówił sam do siebie — a możeby się tam i pszenica rodziła? Kto ją wie? Możeby się rodziła? Ziemia tam mocna musi być! Wypoczęta od setnych lat! Z dziada pradziada nikt tam nie siewał i nie żął... Uroczysko, taj i uroczysko! A kto może wiedzieć?
Zamyślał się teraz ubogi Skrobek i całemi godzinami dokoła pólka tego błądził, licząc, obliczając, jakąby to pracę podjąć było potrzeba, żeby z tego nieużytku orną ziemię dobyć.