— Ty rosiczko, rosiczko! — mówiła — tysiąc listeczków w tobie, na każdym listeczku rosy kropelka, w każdej kropelce przejrzało się słoneczko jasne, moc tobie dało, moc dużą! Dobraś ty od oczu bolenia, dobra dla młodych i starych, chodź do kobiałki!
I zrywała babuleńka przygarść ziela świeżego, i cicho szepcząc, szła dalej.
Wtem znowu zagada:
— Oj, ty ziele, ty ziele zielone, ty rozchodniku, młody junaku! Z górki na doliny, z doliny na górki ty chodzisz, po szarych piaskach brodzisz, nie pilnujesz dróżki, bo masz złote nóżki. Patrzysz, czy jedzie król — dobryś na suchy ból, — pójdź do kobiałki!
I znów zrywa przygarść ziela i idzie, szepcząc:
— Oj, ty, macierzanko, ty ziele! Mocny dech w tobie — dobraś w chorobie, na smutki, żałości, na bolenie kości! — pójdź do kobiałki!
Chwilę rwała w ciszy pachnące listeczki, poczem się w bok ujęła, rozprostowała nieco krzyża, i patrząc w gaj modremi oczyma, zaczęła nucić:
...Słyszała matka ten płacz sierocy,
Wyjrzała z grobu tej ciemnej nocy,
Wyjrzała z grobu drobniuchnem zielem,
A tu macocha jedzie z weselem.
Z weselem jedzie, z biczów trzaskają,
A te sieroty łzy połykają,
A te sieroty łzy połykają!
Rozległ się cichy, słaby głos i umilkł w gaju, a babuleńka znów się zgarbiła, i westchnąwszy, powlokła się dalej. Aż nagle stanęła, wywijając kijkiem.
— Ej, ty dziewanno, ty jasna panno! Za słonkiem