— Skocz-że który, za trzy góry, za trzy morza — na bezdroża — na sam koniec świata, tam gdzie moja chata, — przynieś że mi duchem złotą igłę z uchem, przynieś i jedwabie, — pomożem tej żabie!
Skoczył Pietrzyk na jednej nodze do chatynki Skrobka i dalej do jaskółki z prośbą:
Jaskółeczko! Jaskółeczko!
Weź mnie na swe siodełeczko,
Nieś mnie swemi pióry
Za morza, za góry,
Na sam koniec świata,
Gdzie babulki chata.
Muszę przynieść duchem,
Złotą igłę z uchem,
I jasne jedwabie,
Żeby pomódz żabie.
Zaświegotała jaskółeczka, chętna do posługi.
Skoczył na nią Pietrzyk — frrru!... I tyleś go widział! Ot, jakby wiatr dmuchnął.
Tymczasem babuleńka ogień pali, gałązki na krzyż kładzie, zioła warzy i gardło Półpanka smaruje. Posługują jej Krasnoludki, jak mogą, ten chróst nosi, ten mieszkiem ogień rozdyma, ten garnczek trzyma, sam król miłościwy głowę Półpanka unosi, a co na niego spojrzy, to mu perły jasne z oczu na ziemię lecą.
Nie minęły trzy pacierze, zaszumiały nad doliną jaskółcze skrzydła rącze, skoczył z nich Pietrzyk lekko, jaskółce dziękując, babuleńce złotą igłę i jedwabną niteczkę podaje.
Wyjęła babuleńka okulary, na nos włożyła, igiełkę nawlokła i nuż owo gardło nieszczęsnej żabie zeszywać.