— Idź, idź, idź naprzód, sieroto!
I szła Marysia, zasłuchana w huk wód i w huk głazów i w szmery drobnych strumyków i w szumy piór orlich. I szła, zapatrzona w ogromne budowania gór i w szczyty ich wyniosłe, pod samo niebo idące, w światła i w cienie ich, i w moc ich ogromną. A tak wielka była ta moc i ta siła, że piosnka sieroty umilkła, jak milknie ptaszę, gdy nań ciemność padnie. I szła ze struchlałem sercem, szepcząc zcicha:
— Ziemio! ziemio! ziemio!
Za Marysią dreptał Podziomek, migając między skałami czerwonym kapturkiem i zadzierał brodę, mniemając, że to on sierotę wiedzie. Ale nie tak było:
...Wiodły ją te skalne szczyty,
Ten świat górski, w niebo wzbity,
Wiodły ją te szumne zdroje
Na te zamki, na pokoje...
Wiodły ją te orle pióra,
Ta stojąca w śniegach góra,
Wiodły ją te huczne wiatry
Do królewskich komnat Tatry —
Wiodła ją ta zorza złota,
Bo sierota!