Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.


A kiedy przyszedł ósmy dzień, niktby tego uroczyska nie poznał. Z pod głazów i korzeni, z pod krzów i zielska wyjrzała nowa ziemia do rannego słońca. Zaczerniały przed chatynką pnie wielkie, smolne na opał zimowy złożone; legły na miedzy wysokie kupy chróstu i tarniny, gdzieniegdzie tylko sterczy po brzegu krzak głogu, żeby granice znaczył, a zresztą pole czyste, równe, górki rozkopane, doły zarzucone, a skowronek polatuje nad tą nowizną i śpiewa tak cudnie, tak rozgłośnie, jakby srebrne gęśliki grały na hejnał poranny.
Zapłakał z radości Skrobek, wiodąc pług nowy na zagon swój własny, czapkę zdjął, poklęknął, ucałował ziemię z dzikości dawnej dobytą, grzmotnął się w piersi raz i drugi, a chwyciwszy za grządziel, zagłębił w rolę krój ostry, szeroki, w którym rozbłysło wielkim blaskiem słońce.
— A hej! — krzyknął chłop. — A hej, pole ty moje!
A pod gajem rozległo się szerokie echo:
„A hej! a hej!”
Tam na ostatniej miedzy śpiewał i klaskał w ręce wesoły naród Krasnoludków, patrząc na oracza swego. Sam Król Błystek we własnej osobie skinął złotem swojem berłem nad nowym pługiem, a błogosławił mu, aby chleba dobywał z ziemi w radości i w spokoju.