Sny ciche sypmy z srebrnych sit!
Cyt... cyt... cyt!...
— Słyszysz? — zaszeptał Kubuś.
— Słyszę, ale się boję — rzecze Wojtuś i silniej przytulił się do brata.
A wtem głosy zbliżyły się i jeszcze wyraźniejsze się zdały.
Cyt... cyt... cyt!
Wskroś złotych kłosów żyt,
Wskroś wonnych ziół, wskroś wonnych traw
Nasz taniec płynie kołem żwaw,
Nasz taniec płynie w cichą noc,
Co czarów ma i dziwów moc,
Wskroś puchów płynie, kwietnych kit...
Cyt... cyt... cyt!...
Zaszumiało, zatętniało nagle z pod kamieni, z pod ziół, z pod krzaków, jakby lekkuchne kroki wielu drobnych, śpieszących stopek... Chłopcy wstrzymali oddech, wytrzeszczyli oczy, wyciągnęli szyje — patrzą — dziw!
Tuż na miedzy, pod starą wypróchniałą gruszą, zaroiła się trawa od maleńkich, pstro przybranych ludków, którzy się za ręce pobrawszy, wesoło tańczyć zaczęli.
— Krasnoludki... kraśnięta! — szepnął Wojtuś.
A wtem miesiąc na niebo wszedł i całą polankę srebrnem światłem oblał.
— Król!... — zawołał Kubuś stłumionym głosem — O!... król...
I ukazywał palcem starą polną gruszę, z której wnętrza uderzyła wielka, biała jasność.
Oślepiony tą nagłą jasnością, Wojtuś nie widział zrazu nic; po chwili dopiero ujrzał, że w wypróchniałem