wiona?... A czemże on ją, nieborak, obsieje, kiedy ani ziarna nie ma, ani na ziarno grosza?
Co zarobił przy tartaku, co sobie za tych letszych czasów w garnku uskładał, to wszystko poszło na pług, na bronę, na siekierę, na jadło, choć szmatkę z onemi groszakami ściskał, aż mu piszczały w ręku. A co pomoże ściskać, jak do kowala potrza, albo na sól?... Toć ostatniego miedziaka onegdaj wydał...
To jakże teraz będzie?... Jak zaradzi tej świętej ziemi, która ziarna czeka?...
Tak w trosce swej zatopiony szedł Skrobek do chaty, a cień za nim; minął opłotki, cień za nim; doszedł do proga, cień za nim; jeszcze się i na progu ten niezbyty towarzysz położył. Kto wie, może się i do chaty wcisnął. Ale go już Skrobek nie widział, tylko czapkę na stół cisnąwszy, na ławie ciężko siadł, i we frasunku się swoim pogrążył.
Wtem drzwi skrzypły, a do izby weszła cichuchno Marysia, wracająca z dalekiej wyprawy.