Ta strona została uwierzytelniona.
V.
Tymczasem księżyc wybłysnął na niebie, i ślicznem, srebrnem światłem rozjaśnił drożynę. Drożyną szła Marysia, aż biała w miesięcznym blasku, wznosząc główkę ku niebu, a chudemi rączynami mocno ściskając końce fartuszka, z którego sterczały gałązki jodłowe, nakrywające biednego chomika. Szła śpiesznie, bo to i owo trzeba było jeszcze obrządzić w chacie przed nocą, a idąc rozmyślała, czy mówić o chomiku Wojtusiowi i Kubie, czy nie mówić?
Lecz gdy się tak wahała w sobie, coś jakby zaszeptało tuż przy niej:
— Nie, nie! Chłopcom mówić nie trzeba! Jeszczeby wygrzebali chomika! Dobre chłopaki, prawda, ale ich zawsze do figlów ciągnie. Lepiej nie mówić, nie!