Ta strona została uwierzytelniona.
Spojrzy Półpanek, a nędzarz trzyma garść ważnego złota; chwyci się za kieszenie, gdzie trzos z dukatami chował, a tam garstka śmieci.
Krzyknął Półpanek, jakby nigdy nie był stracił głosu i podniósł na nędzarza laskę, ale drobny, stary człowieczyna tak mu z oczu zniknął, jakby się zapadł w ziemię. W powietrzu tylko dał się słyszeć głos z oddalonej strugi:
Brat... brat... brat...
Nasz... nasz... nasz...
Żaba... żaba... żaba...
Jak my... jak my... jak my...
Był to ostatni chór żab tej jesieni.