Ta strona została uwierzytelniona.
Powrót Krasnoludków pod ziemię.
I.
Zachodziło słońce: jesienne słońce ogromne i złote. Od dni kilku wypogodziło się niebo, ocieplała ziemia, jakaś polna ptaszyna śpiewała zapóźnioną piosnkę.
W powietrzu różanem, na miedzach stokrocie zamykały złote, srebrne swoje oczka, z topoli padały ostatnie liście, w wielkiej, złotej ciszy.
Skrobek tylko — co dosiał ostatnią garść pszenicy. Stał on w zachodniej łunie w płótniance siwej, przepasany płachtą lnianą, z obnażoną głową, z twarzą jasną i rozradowaną, patrząc w purpurę zorzy. Pod gajem pasły szkapę dwa chłopiątka jego, zdrowe i czerstwe, jak dwa maczki polne; szkapa rżała raz po raz, skubiąc resztki trawy, a dziecięce głoski jasne biły w ciszę zachodu.