Zaraz po skończeniu kampanii cukrowniczej Jaworski odwiózł żonę z teściową do Nicei i zabawił tam parę tygodni. Za powrotem do kraju zajął się gospodarstwem w świeżo nabytym od Skibińskiego folwarku i remontem fabryki. Zdawał się być pochłoniętym interesami, aż raptem pewnego wieczora dał rozporządzenie rządcy na dłuższy czas i wyjechał, nie mówiąc, dokąd i na jak długo.
Kurs daleki był. Spędził w wagonie i na różnych węzłowych stacyach dwie noce i dzień. Wysiadł wreszcie na małej platformie wśród lasów i wynajął chłopską furę do Bobrowa.
Zaraz o dwa kroki od plantu wnurzyli się w bory i w ciszę bezludzia.
Na świecie był koniec kwietnia, i cała ziemia rozparzona była słońcem, parowała wonią, tętniła potężnem odrodzeniem.
— Nie rąbią tu u was lasów? — rzekł Jaworski do skulonego, milczącego chłopa.