Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/064

Ta strona została skorygowana.




IV.

Cisza zbudziła Adama — i chwilę nie mógł sobie przypomnieć, gdzie jest.
Spał w wielkiem łożu pod baldachimem z wypłowiałego amarantowego adamaszku; ścianę pokrywał stary perski dywan, zawieszony palmami, wianuszkami święconych na Boże Ciało ziół, różańcami, szkaplerzami i mnóstwem tym podobnych pamiątek starych dorocznych obyczajów kultu. Złocisty obraz Jasnogórskiej Królowej jarzył się w środku — tak daleko, tak dawno, tak długo tu królował i cześć odbierał, od tylu pokoleń szczepu, rzuconego na dalszą rubież państwa.
Ten wizerunek przypomniał Adamowi wszystko. Dzieciństwo najpierwsze, gdy jego łóżeczko stało w tym pokoju matki, i pacierze odmawiane za nią, powtarzane słowa, na kolanach, przed tym obrazem.
Wszystko przypomniał, nawet tę woń ziół zeschłych, i domowego płótna i żywicy.