ostatnie pełne były zaświatowych wizyi. Dokończyłam wtedy naukę, zostawił mnie bezpieczną, zostawił mi taki fundusz, że się żadnej ruiny nie lęka. Wierzę, że on już tu wracać nie ma poco!
— I nie rozstawaliście się nigdy ze sobą?
— Nie. Nawet zamężna, nie opuściłam go. Mąż mój był studentem. Hrabia go zgodził do pomocy ojcu w uporządkowaniu katalogu ksiąg. Miał razem pracować, zapalił się i do treści dzieł, chciał je studyować, ale nie mógł zrozumieć i wrócił do swych idei, zupełnie innych. Był z tych, którzy jeszcze duszę własną mają za wroga. Biedak!
— Żal ci go?
— Serdecznie. Kto nienawidzi, nawet złe, ten jest bezmiernie nieszczęśliwy. A on był cały nienawiścią.
— Musiał ciebie kochać!
W oczach jej mignęło i brwi się skurczyły.
— Dla mnie to już nie jest miłością! — odparła spokojnie, jakby ze smutkiem.
— Kochałaś go przecie ty, jeśliś została żoną.
Zamyśliła się, milczała długo.
— Zapewne to spotkanie nasze i ślub i związek było potrzebnem. Przypadków niema na świecie i los nie popełnia pomyłek; chociaż tego faktu nie rozumiem. Nie było harmonii, nie było korzyści, żadnego wpływu, oddziaływania. Może kiedyś spotkamy się i pojmiemy!
— Kochałaś, żeby cierpieć.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/080
Ta strona została przepisana.