Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/109

Ta strona została przepisana.




VI.

Zrzuciły lasy ostatnie liście, szrony listopadowe zżarły wszelką zieleń traw, i nieba nie widać było za chmurami w dzień, ni gwiazd za niemi w nocy. W długi zimowy sen i rozmyślanie zapadało wszystko, prócz człowieka, dla którego nie było już na ziemi spoczynku, ni spokoju.
Po bezdennie rozgrzęzionych drogach, z czarnych pól, setki wozów, koni i ludzi zwoziło do cukrowni buraki. Fabryka szła całą siłą, dzień i noc — dzień i noc pracował Adam Jaworski, niestrudzony, silny, spokojny — jak główny motor fabryczny.
Gdy wieczorem przychodził do rodziny, bawił krótko, tyle tylko, by połknąć posiłek, wysłuchać narzekania teściowej na służbę, teścia marzeń i nadziei na dywidendy z akcyi, i wracał do biura, gdy Anielka siadała do fortepianu.
Był to nowy gust, wedle niego bardzo nieszczęśliwy. Grała bez życia, bez duszy i bez techniki, ale Taubertowie byli tem zachwyceni. Na muzykę