— Byle kogo drogowy nie weźmie. Rekomendacyę trzeba mieć — znajomość.
— Rozumie się. Dziesięć rubli dam za rekomendacyę.
— A co umiecie robić?
— Monterem przy fabrykach bywałem — na maszynach się znam.
— Papiery macie. Jak nazwisko?
— Karliński. Papiery mam.
— Drogowy też zechce wkupu. Teraz warto dać i dobrze — bo w takiej robocie dobrze płacą — nie patrzą na rubla.
— Dam z chęcią.
— No, to ja was wieczorem zaprowadzę do zapisu.
— Jak przyjmą — zapłacę wam z podziękowaniem.
— I wypijem parę szkieł.
— Zafunduję i wódkę!
— No, to widzę, że rozum masz.
Do stacyi było kilka wiorst. Gdy przybyli, Jaworski nie czuł ramion z wysiłku, ale zaciął tylko zęby i wolę — i po krótkim odpoczynku parł już sam wagonik z powrotem. Dróżnik został, a na drezynę siadło trzech cieśli kacapów.
— Nu, brat — kataj! — rozkazali mu, i rozwalili się bezczynnie.
Jaworski pracował zajadle, drezyna warczała w pędzie.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Atma.djvu/159
Ta strona została przepisana.