śpiew, muzyka, wybuchy śmiechu, brzęk kieliszków.
I tak się skończył pierwszy dzień pobytu Tomka na łonie rodziny i przyrody.
∗
∗ ∗ |
Tomek w częstych chwilach gniewu na rodzinę nazywał ojca »trąbą«, matkę »syfonem«, brata »słoniem«, a siostrę »kozą« — i niestety — Tomek miał racyę, z wyjątkiem, że siebie do kompletu nie nazywał równie dosadnie »sprzętem bezużytecznym a tandetnym«.
Pan Feliks Gozdawa był pięknym mężczyzną, doskonale tańczył, jeździł konno, pięknie umiał mówić i z talentem bawił damy. Na jakimś karnawale rozkochał w sobie bogatą pannę — otrzymał jej rękę i Zagaje. Zapewniwszy w ten sposób swój los — dalej tańczył, polował, przyjmował i odwiedzał sąsiadów i po cichu, dyskretnie zabawiał damy. Przytem bawił się w gospodarstwo rolne i hodowlane, narzekał na warunki i stosunki, na deszcze i susze, brał udział w różnych zjazdach obywatelskich — przemawiał gładko, gdy była potrzeba, łgał, chwalił się i plotkował na potęgę.
Żona jego, pani Julia, ubóstwiała męża, kochała nad życie dzieci, była wzorem moralności, zasad matrony i obywatelki, i stróżem tradycyi domu. Nazywała siebie i była »panią Feliksową«, rzeczą, własnością, echem i cieniem