Zupełnie pod tym względem niefrasobliwy był też pan Feliks. Wydawał, póki było, a gdy brakło, pożyczał. Jako sukurs i fundament dalszego bytu — był brat, stary kawaler, sławny doktór milioner. Z bratem tym zresztą pan Feliks od lat trzydziestu nie miał żadnych stosunków, bo doktór Tomasz rodziny nie uznawał — z kraju się wyniósł, przyjął nawet francuskie poddaństwo.
Pan Feliks parę razy chciał się zbliżyć, ale został przyjęty tak bez ceremonii grubiańsko, że więcej nie próbował.
Trudno — był to gbur i egoista, ale przecie nieśmiertelnym nie jest. W każdym razie, innych spadkobierców nie miał. O tem się pan Feliks upewnił i czekał — w miarę mijanych lat coraz niecierpliwiej.
Interesy Zagajów grzęzły z roku na rok, jak wóz w błocie. Dawno sprzedano las, dobrano Towarzystwa, obciążone pierwszą i drugą hypoteką, zebrała się nawet spora suma długów wekslowych — wysokoprocentowych, żydowskich.
Był już najwyższy czas, żeby doktór Tomasz umarł. Najstarszy syn pana Feliksa, Władek, był powolny, pracowity, ale bardzo tępego umysłu i słabej woli. Skończył z wielkim trudem Puławy i od kilku lat gospodarzył pod dyrekcyą ojca.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/028
Ta strona została skorygowana.