Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/040

Ta strona została skorygowana.

polach, na Zagaje, i rozczulił się sam nad swojem życiem i pracą obywatelską. Potem ruszył ku dworowi i zdecydował, że trzeba będzie urządzić polowanie dla sąsiadów — zarazem wieczorek dla młodzieży. Będzie okazya do partyjki kart, paru handlów końskich, dobicie targu z Pułaskimi o córkę dla Władka i rzucenie zręcznie zebranym obywatelom swej kandydatury na radcę.
Zresztą, Terka ma już siedemnasty rok, można ją ludziom pokazać. Kto wie, może ją Strażyc zauważy. Toby był los!
Wewnętrzne zadowolenie zalało błogością duszę i nawet oblicze pana Feliksa, a właśnie, gdy wchodził na dworski ganek, wybiegła doń Terka.
— Tatusiu, jest posłaniec od państwa Chojnowskich — proszą nas na dziś wieczór na grzybobranie. Mamy jechać do lasu na całą noc — śpiewać, będą bengalskie ognie i stos rozpalony — i żywe obrazy. Tatusiu, proszę pozwolić!
Pan Feliks przyjrzał się krytycznie córce. Mogła się podobać — o, mogła. Ładnie wyrosła, nabierała form, miała piękną karnacyę, obiecujące usta. Łaskawie ją pogłaskał po płowych włosach.
— A któż tam będzie?
— Wszyscy! Cała okolica. Może i potańczymy!